niedziela, 1 marca 2015

Posted by myredrocket |


' Czasami łapię się na tym, że zadaję sobie pytanie spoglądając na otaczających mnie ludzi : gdybyś umarł jak bardzo by mnie to zabolało ? Jakby można to było ocenić! A ja jednak próbuję na swój sposób zmierzyć długość tych ciętych ran i skłaniam się do porównywania wartości moich przyjaźni i sympatii z nieistniejącą stratą. (...) Czasami jestem u przyjaciół i myślę: zostań jeszcze trochę, nie kończ się za szybko. '

    Nikogo jeszcze nie straciłam tak naprawdę, na zawszę. Ludzie zawsze odchodzą. Mało kto zostanie z nami do końca. Nie wszystkich potrafimy przy sobie zatrzymać, nie wszystkich warto. Czasami robią to bez powodu. Nagle. Wychodzą zostawiając na wpół ucięte zdanie, nie dopite piwo. To jest niewybaczalne (jak można tak marnować alkohol?!). Zostawiają nas z chwili na chwilę. Kończą się bezsensu. 
A gdy istnieje powód? Gdy jest choć może nie do końca dla nas zrozumiały. Czy wówczas powinniśmy :

a) odsunąć krzesło osobie, która chce wyjść, otworzyć drzwi?
b) za wszelką cenę próbować ją powstrzymać dopóki nie odszyfrujemy jej toku myślenia,do momentu  gdy jasno i wyraźnie (najlepiej sylabami)  powie nam  dla-cze-go?
c) ze złości wylać jej ten browar na głowę by opuściła lokal w celu zmiany garderoby dając jej tym samym faktyczny powód dla którego miałaby odejść?
d)  za wszelką cenę zatrzymać ją przy sobie? *

Jeżeli dla miliona różnych powodów postanowi zostać to dla kogo to będzie dobre? A jeżeli stwierdzi, że czas najwyższy odejść, że już wystarczy , to za kogo zdecyduje: za nas czy za siebie? 






0 komentarze:

Prześlij komentarz